Stuff do obczajenia

17 lutego 2011

Stare, ale wymiata: Contra (NES)

   Kto z nas nie biegał z patykiem udającym karabin po okolicznych lasach, parkach i skwerach? Kto nie bawił się w komandosów, w skradanie, zakładanie ładunków wybuchowych w szkole? Kto z nas w końcu, nie jarał się Contrą? Ta gra była idealnym, cyfrowym przedłużeniem dziecięcych zabaw, o tyle lepszym, że tam w końcu można było „naprawdę” uratować świat. Contra to dla wielu z nas pierwsza gra w której mogliśmy dać upust swym rządzom, które zalęgły się u nas po obejrzeniu któregokolwiek filmu z nazwiskiem „Rambo” w tytule. Całkiem przy okazji był to także kawałek naprawdę dobrego softu co sprawiało, że młody gracz strzelał, skakał i unicestwiał bez opamiętania. Zapraszam do artykułu, gdzie rozbieram dla was na czynniki pierwsze samą Contrę!


Contra... Arcade?
   Zgaduje, że dosłownie każde zetknięcie się polaka z Contrą nastąpiło na Pegasusie i innych podróbach NES'a. Przez to niemal każdy myśli, że to jedyne wcielenie tej gry. Mało kto jednak wie, że prawdziwa Contra została wydana rok wcześniej, tj. w 1987 roku na automatach! Oto jak naprawdę ta gra wyglądała:


   Nie wiem jak wy, ale ja przeżyłem cieżki szok, gdy się dowiedziałem, że kochana Contra z Pegasusa jest „tylko” portem. Z drugiej strony, gdybym miał w dzieciństwie dostęp do takiego automatu, zostałbym objety rodzinną ekskomuniką i wydalony z domu do podwórkowej budy. Wyszło więc na zero.

Wersje, różnice i zmiany lokalne
   Obydwie wersje, co wcale nie dziwi, różnią się. W wersji automatowej jest 10 poziomów, wersji z NES'a 8. Etapy, w których eksploruje się podziemną bazę, wyglądają inaczej na automacie niż ich odpowiedniki z 8 bitowej konsoli - były „labiryntopodobne”, podczas gdy na NES'ie parliśmy tylko przed siebie. Wersja na konsolę NES dostała za to dłuższe poziomy, więcej wrogów i przeszkadzajek, oraz nieco zmienionych Bossów.

   Jako ciekawostkę mogę sprzedać fakt, że Contra została wydana także na komputery. Między innymi na MSX2 gdzie odznaczała się dużą ilością poziomów (dziewietnastoma), zupełnie innym stylem graficznym, zmienionym systemem power-upów, paskiem życia oraz brakiem (!) multiplayera. Inne wersje na komputery powstały m.in. na Amstradzie CPC, Commodore 64 oraz ZX Spectrum.

Contra w wersji na MSX 2
   Contra w najpopularniejszej, czyli NES,owej wersji, doczekała się też kilku zmian w gameplayu, w zależności od regionu wydania. I tak na przykład japońska wersja posiadała intro (!) objaśniające fabułę oraz krótkie i proste przyrywniki co poziom. Wersja amerykańska została tego pozbawiona, przez co europejska także. Dodatkowo europejczycy byli zmuszeni strzelać nie komandosami, ale... robotami! Dodatkowo Contra w Europie przybierała takie nazwy jak: Probotector (wersja NES), oraz Gryzor (wersja automatowa, oraz pozbawiona robotów wersja na NES).


Probotector i nieszczęsne roboty...

Jest intro, jest fabuła...
   No tak. Kolejna niespodzianka. Contra miała fabułę, a bohaterowie posiadali swoje imiona... Tutaj, podobnie jak wcześniej, także pojawiają się różnice. W Japonii gracze zostali przeniesieni do roku 2633 kiedy nieopodal Nowej Zelandii, na fikcyjnym archipelagu Galuga, spadł meteoryt z kosmitami na pokładzie. Kosmici mają oczywiście zamiar zaprowadzić nowy porządek na Ziemi i stać się jedynymi panami świata. Ma im w tym dopomóc organizacja terrorystyczna o nazwie „Red Falcon” (co w miare objaśnia pojawienie się tych kosmitów „z dupy” w ostatnim poziomie). Z pomocą militarną dla zagrożonego świata śpieszą dwaj komandosi: Bill i Lance.
   W stanach musieli coś zmienić i zmienili. Akcja dzieje się w teraźniejszości, na anonimowej wyspie, gdzieś w Ameryce Południowej (widocznie dla przeciętnego amerykańca Nowa Zelandia jest za daleko by wiedzieć gdzie to jest, a rok 2633 za odległy by zrozumieć, że to tylko na niby).
   W Europie jak zwykle zamotali zupełnie i wszyscy nasi przeciwnicy to kosmiczni najeźdźcy zwani Durrami, pochodzący z planety Suna (???). W wersji na NES'a za to, wzorowano się na wersji japońskiej, ale jak wiemy z robotami w roli głównej...


Jak się w to grało
   Całe szczęście nie muszę opisywać o co chodziło w tej grze, ani jak i jakimi środkami się to osiągało. System power-upów także jest znany oraz rodzaje broni. Każdy ma to przed oczami. Ja tylko chciałbym zwrócić uwagę na żywotność tytułu. Pomimo tylko 8 poziomów, to ich długość, skomplikowanie oraz poziom trudności sprawiał, że gra się nie nudziła. Jak się dotarło do ostatniego poziomu to było święto w domu.
Podstawowym powodem, przez którego Contra zyskała taką popularność, jest możliwość gry we dwóch. Co prawda tryb ten nie był idealny („nie odchodź, bo mnie zabijesz!”), ale dawał masę frajdy i stwarzał możliwość nawiązania nowych znajomości (żart).
Innym wyznacznikiem Contry jest wysoka jakość „audiowizualiów”. Grafika, jak na NES'a – bardzo sugestywna. Główną atrakcją Probotectora jest za to udźwiękowienie. Założę się, że do tej pory potraficie zanucić melodię z gry. Jeżeli nie, to przypominam:


   Dzięki wszystkim wyżej wymienionym składnikom Contra miała niesamowity klimat, którym zarażała każdego. A pierwszy „stage” wręcz idealnie wprowadzał człowieka do świata Contry, przybyłego ze świata Johna Rambo.

Na koniec... kumite z Mario.
   W przeciwieństwie do tego co się mówi, w tamtych czasach dzieciaki wolały Contre. Marian był fajny, ale dziwny, długi i z czasem wkurzał (żółwie z młotkami...). Ile osób przeszło wtedy Mario Bros? Niewiele. Niestety jestem zmuszony obalić króla i obwołać prawdziwym władcą NES'a Contre. Po prostu prawda jest taka, że większość wtedy wolała pomłócić z karabinu niż zgniatać naskokiem chodzące grzyby i zjadać „fazowe” ziółka.

Najlepsza gra na NES'a
   Postanowiłem nie oceniać tej gry. Nie wiem, czy jest w ogóle sens oceniać jakąkolwiek grę retro. Przecież do większości tytułów ciężko jest być obiektywnym, gdyż przy recenzjach starych tytułów kierujemy się głównie sentymentem. Niech każdy sam sobie odpowie na pytanie: Contra jest najlepszą grą na NES, czy nie? Dla mnie jest.

moon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz